Internet w nadmiarze potrafi zaszkodzić (dosłownie), o czym przekonają się bohaterowie dzisiejszego dramatu. Pom Gets Wi-Fi jest satyryczną opowieścią o dwóch psiakach, których wezwanie do przygody przyszło pewnego dnia zupełnie nieoczekiwanie. Zacznijmy jednak od początku…
Pojawiające się w grze Facewoof, Reddig, gTail i Tumfur to przekręcone nazwy znanych platform społecznościowych. Pom, pomimo bycia psem, nie może odpuścić żadnego dnia bez przejrzenia którejkolwiek z tych stron. Na tyle, że podczas nadrabiania feedu ignoruje palący się dom. Wołającego w panice Shibe zbywa, każąc mu się odczepić (w końcu co może być ważniejsze, niż chwila spokoju z social mediami!). Próba uratowania tytułowej pomeranianki przez jej współlokatora nie kończy się dobrze. Nie dość, że oboje trafiają do psiego nieba, to – co gorsza – nie ma tam zasięgu. Twoją misją będzie poprowadzić bohaterów do działającego punktu wi-fi.
Znajdziemy w wypowiedziach Pom mnóstwo nawiązań do kultury internetowej. U wielu wywołają niemałą konsternację, za to osoby dużo siedzące w social mediach z pewnością nie raz się uśmiechną. Kontrast między większością napotkanych psów a główną bohaterką podkreśla, jak bycie chronically online wpływa na jej osobowość. Każda z postaci odgrywa tu mniej lub bardziej znaczącą rolę, prowadzącą naszą drużynę do finału. Sam charakter Pom znajduje wyjaśnienie w true endingu, kiedy podejmiemy odpowiednią decyzję w końcowej fazie gry. Historia przez to zamyka się w pełną całość, co uważam za najmocniejszą stronę tego projektu.
Pom Gets Wi-Fi jest na granicy opowieści wizualnej i przygodówki. Interakcje w grze to głównie przeskakiwanie od cutscenki do cutscenki. Produkcja wprawdzie stara się umilić czas jak może, oferując dodatkowe aktywności między psimi rozmowami, ale są jednak dość proste, przez co gracze oczekujący wyzwań mogą poczuć niedosyt. W kilku momentach spotka nas też unikanie lecących przeszkód. Ten element zręcznościowy bardziej mnie frustrował, niż dał jakąkolwiek satysfakcję z jego przechodzenia.
Od czasu do czasu będziemy roastować inne psy. Wykorzystanie do tego domyślnego systemu walki to dobry wybór, choć przy tym nieco zmarnowany potencjał. Na taką ilość potyczek słownych, jakie mamy w grze, lista żartów na temat „twojej starej” czy bezpośrednio uderzających w przeciwnika zbyt szybko się wyczerpuje. Brakuje mi również większego udziału gracza w takich potyczkach. Poza finałową bitwą niewiele mamy wpływu na ich przebieg.
Taka prostota gry ma jednak jedną, ale bardzo istotną zaletę. Brianna Lei zadbała o dokładne testy produkcji przed jej wydaniem, przez co Pom Gets Wi-Fi uniknęła typowych błędów pierwszego projektu w RPG Makerze. Jedyny segment, jaki mógłby zostać technicznie bardziej dopracowany, ma „błąd” na korzyść gracza. Każdy, kto sięgnie po tę grę, powinien ją przejść bez większego problemu.
Domyślna muzyka i dźwięki z RPG Makera dobrze wkomponowują się w świat Pom Gets Wi-Fi, choć przy tym nie zapadają na dłużej w pamięć. Brianna Lei zdecydowała za to, by wszystkie grafiki były autorskie. Ten wybór, choć ryzykowny dla pierwszego projektu, był strzałem w dziesiątkę. Wszystko za sprawą konsekwencji w stylu – każda z grafik idealnie spełnia swoje zadanie. Minimalistyczne mapy stanowią dobre tło dla charsetów i prześlicznych portretów, którymi może pochwalić się każdy z napotkanych psów. Szczególnie grafiki tytułowej pomeranianki, wraz z edgy humorem do dziś sprawdzają się świetnie jako reaction pic.
Pom Gets Wi-Fi jako gra trafiła perfekcyjnie w swoją niszę. O tytule po raz pierwszy przeczytałam na Tumblrze krótko po premierze w 2013 roku. Pamiętam, jak zachwyciłam się humorem i idealnym odwzorowaniem mojego sposobu pisania ze znajomymi z tamtego okresu. Był to też powód, przez który bałam się sięgnąć po grę dekadę później, żeby nie skrzywić się z zażenowania – bądź co bądź, niektóre memy starzeją się jak mleko. Tym bardziej miło zdziwiło mnie, że po takim czasie wciąż odczułam frajdę z ogrania tej produkcji. Obecnie uważam ją za świetnie napisaną satyrę, która przez swój główny przekaz z każdym rokiem zyskuje na coraz większym znaczeniu. Potraktujcie Pom Gets Wi-Fi jako przestrogę, jak osoby żyjące tylko social mediami wyglądają w oczach innych.
puniek
Autor gry: Brianna Lei
Wersja RM: 2003
Gatunek: Przygodówka
Status: Pełna wersja
Rok wydania: 2013
Download: RPGMaker.net, itch.io
AAAAAAAAA, ale jak kocham Pom. Dzięki tej grze, od dekady w mojej głowie, przy każdej wizycie w muzeum, jest tylko: „looks like kawoshin fanart”. Tyle radości mi ta gra dała, mam nadzieję, że niedługo zostanie ponownie odkryta i przejdzie renesans, bo niektóre dialogi zestarzały się jak wino. <3
Mamo? Mozemy bezsensowną przemoc?
Mamy bezsensowną przemoc w domu.
Bezsensowana przemoc w domu:
A tak na poważnie, to mam wrażenie, że projekt jest jedynie dla hermetycznego grona, które dość mocno żyjcie social mediami. Chociaż osobiście przeglądam twittera i youtube’a codziennie, to takie internetowe żarty raczej mniej odrzucają, niż bawią.
Pochwalić za to muszę pixel art. Wygląda bardzo ładnie i był głównym powodem, dla którego w ogóle kliknąłem w tą recenzję.
No i jak tak można bez prawilnego gameplayu?
Kutura internetowa z reguły jest hermetyczna, a niektórych wręcz odrzucać. Tu myślę jednak, że gra nie jest pisana dla specyficznego odbiorcy – nie ma typowo, hm, scenówkowego klimatu. Bardziej zakładam, że Brianna Lei chciała zaakceptować różnice między różnymi grupami. W świecie takiej osoby jak Pom zawsze znajdzie się Shibe, przerażony wpływem Internetu na bliską osobę.