Lost Saga

Sefiro zadebiutował na polskiej scenie w roku 2014 i już przy swojej pierwszej produkcji jasno pokazał mocną inspirację Final Fantasy. Charakterystyczny font, losowe walki, podążanie zgodnie z liniową fabułą oraz mnóstwo zapożyczeń z tej serii gier – niektórym mogłoby się aż przejeść takie połączenie, sugerując produkcje raczej miernych lotów. Dla fanów jRPG jednak takie puszczanie oczka do klasyka gatunku może budzić spore uczucie nostalgii. Szczególnie, kiedy twórca wie, jak czerpać z tych klasyków, by tytuł był nie tylko laurką, ale i grywalną produkcją. W dzisiejszej recenzji skupię się właśnie na ostatnim dorobku Sefiro – Lost Sadze wydanej w 2019.

Gra wciąga nas od początku w wir wydarzeń w Askalonie. Jako królewski gwardzista Ashley, bez chwili zastanowienia walczymy z najeźdźcami z wrogiego mocarstwa, którzy pod osłoną nocy zaatakowali zamek. Naszym celem jest obronić księżniczkę Elenę i nie dopuścić do tego, by wpadła w sidła tych, którzy obrali ją sobie za cel. Podczas ucieczki odkryjemy początkowo niejasną intrygę naszego wroga. Poznamy gorzki smak straty osób bliskich dla naszych protagonistów. Razem z nimi odczujemy, jak okrutna bywa zdrada, i będziemy uczyć się zaufania do nowo poznanych osób.

Dynamika fabuły jednak nie jest dla mnie najsilniejszym punktem. Najbardziej zapunktowały postacie – choć pozornie oklepane, są w tych wydarzeniach autentyczne i wyrażają emocje adekwatne do każdej ze scen. Sama zyskałam dużą sympatię do każdego z nich, a także znalazłam w jednym z nich faworyta. Z tego powodu nie chcę zdradzać aż nadto z gry, by każdy mógł poznać tę historię po swojemu. Jej samotne odkrywanie zdecydowanie dodaje atrakcyjności Lost Sadze.

Jedyna rzecz, która wybijała mnie z rytmu, to zdecydowane i często rzucające się w oczy uwielbienie autora do trzykropków. Mam wrażenie, że ich mnogość niekiedy wybijała z rytmu dialogów, a postawienie na kropkę w wielu momentach wyszłoby na plus.

Świat jest dość skondensowany i nie pozwala na mocną eksplorację dalszych terenów niż to, na jakim etapie fabuły się znajdujemy. Dla fanów eksploracji może to sprawić zawód i wywołać uczucie pewnego niedosytu. Doceniam za to fakt, że w końcowym etapie gry dostajemy możliwość powrotu do najistotniejszych lokacji – dlatego spokojnie przed zakończeniem rozgrywki możemy powrócić do nich dla odkrycia ich wszystkich sekretów i znajdźków.

Warstwa audiowizualna również punktuje schludnością. Grafikę oceniam na bardzo poprawną. Zgrabne wykorzystanie w głównej mierze RTP z różnych wersji RPG Makera oraz autorskich grafik Celianny umila przejście gry. Uwagę zdecydowanie bardziej skupiłam na ścieżce dźwiękowej – tutaj wyraźnie Sefiro chciał wykazać, że znajomość gatunku jRPG nie ogranicza się tylko do Final Fantasy. Mnie gra zdobyła użyciem soundtracku z Legend of Legaia – nostalgia uderzyła od pierwszego usłyszenia! Dodatkowo kawałek z potyczek zdecydowanie na stałe będzie mi się kojarzyć z Lost Sagą.

W grze mamy do czynienia z systemem walki typu sideview. Potyczki są losowe, z różnym stopniem trudności potworów. Oprócz umiejętności wykorzystujących MP, gra korzysta również z wbudowanego w VX Ace systemu TP – za każde obrażenie otrzymujemy punkty, które można przeznaczyć na dodatkowe zdolności. Tych będziemy używać znacznie częściej. Brak zróżnicowania wartości tych punktów (każda zdolność kosztuje równe 24TP) zbudowała najmniej zbilansowany element gry, w efekcie której część z nich jest średnio użyteczna. Nie opłaca się graczowi podczas faktycznej potyczki. Po co w końcu status, gdy gra proponuje w tej samej cenie silny atak, który zawsze trafia?

Z Final Fantasy IX zaczerpnięto motyw nauki umiejętności i zdolności przez posiadany ekwipunek. System jest przejrzysty, wsparty samouczkiem na samym początku gry i wymusza zwinne balansowanie przedmiotami, które w danym momencie zakłada drużyna. Mam wrażenie, że część zdolności pasywnych nie rozwinęła skrzydeł w starciu z przeciwnikami. Wprawdzie sporo ich zalet widać w starciach jednej postaci przeciwko przeciwnikowi – ale w większości sytuacji czułam, że zbieram je dla własnej satysfakcji niż taktycznego wykorzystania na polu bitwy.

Jedna z postaci kradnie co popadnie – gdybym miała wskazać, której zdolności najczęściej używałam, bez wahania wskazałabym na nią. Zdecydowanie warto się męczyć nawet kilka tur, by zdobyć wszystko z cięższych przeciwników (ze swojej strony polecam nie przestawać kraść po zyskaniu pierwszego przedmiotu!). Skuteczna kradzież wymuszała też na mnie zaciekłe walki – byle tylko wygrać i mieć nagrody przy sobie. Zdolności tej postaci były za to najrzadziej przeze mnie używane – to był jedyny bohater, którego pasek TP niemal zawsze lśnił na czerwono. Boleśnie nauczyły mnie, że status za 24TP na wrogach nie jest gwarantowany.

Na sam koniec muszę wspomnieć o minigrze, zaczerpniętej z Final Fantasy VIII. Ile frajdy dało mi Triple Triad pokazuje fakt, że ostatni etap gry czekał na ukończenie, ponieważ za cel obrałam sobie znalezienie wszystkich kart! Partyjkę można zrobić ze spotykanymi na naszej drodze postaciami, których wystarczy spytać przez przycisk A. Każdy z nich ma dość unikalną talię, więc trudno powtórzyć taką samą rozgrywkę. Do tego same rozgrywki są przeprowadzane sensownie – nie mamy uczucia, jakby ktoś obrażał naszą inteligencję, dając nam niezbyt znającego się na Triple Triad przeciwnika. Gra oferuje w jednym momencie fabuły starcie Ashleya z towarzyszami podróży – oni sami również znajdują się w talii gier. Ten motyw to strzał w dziesiątkę, bo wynagradza graczowi poprzednie starania przy zdobyciu unikalnych kart.

Sefiro pokazał, że strach przed pozornie oklepanymi motywami jest nieuzasadniony, a odpowiednie czerpanie nawiązań z danej serii może stać się niejako marką samego indie twórcy. Tworzone gry powinny być listem do wszystkich inspiracji, które czerpaliśmy z gier, które kochaliśmy. Autentyczność tej miłości zostanie nagrodzona też uznaniem publiczności. W końcu 5 lat po swoim debiucie Sefiro zdobył dzięki tej grze pierwsze miejsce w konkursie Golden Forki w kategorii Pełnych Wersji. Mam nadzieję, że stanowi to wystarczającą rekomendację, by stawić czoła Lost Sadze.

puniek

Autor gry: Sefiro
Wersja RM: Vx Ace
Gatunek: RPG
Status: Pełna wersja
Rok wydania: 2018
Download: Mediafire

2 thoughts on “Lost Saga

  1. Podbijam recenzję – Sefiro dodał na Gospodę najnowszy patch, gdzie wprowadzono kilka mniejszych i większych poprawek. Tym samym zachęcam Was do zagrania w „Lost Saga”, pod którą dalej podpisuję się, że to mój ulubiony jRPG w polskim wykonaniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.